Moore Margaret - Tajemnica jednej nocy, E-book PL, Romans, Moore Margaret

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Margaret Moore
Tajemnica
jednej nocy
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Lady Bodenham, która z wdziękiem opadła na sofę
w swoim bogato udekorowanym salonie, spojrzała ba­
dawczo na księcia Deighton.
- No cóż, kuzynie - zauważyła, marszcząc brwi z ma­
cierzyńskim zatroskaniem - muszę powiedzieć, że wło­
skie powietrze ci służy, choć jesteś dość opalony.
Wypowiadając kolejne słowa, delikatnie uderzała Ga­
lena w ramię wachlarzem z kości słoniowej.
- Naprawdę, dość opalony.
Na szczęście była tak szczupła, że wydawała się całko­
wicie pozbawiona mięśni, wskutek czego uderzenia
wachlarzem przypominały zaledwie muśnięcia gęsiego
puchu.
Tymczasem znane ze zmysłowości wargi księcia
Deighton wygięły się w uśmiechu - równie znane było
ironiczne poczucie humoru Galena. Spokojnie popatrzył
na kuzynkę.
Eloise miała na sobie nader wyszukaną toaletę- można
powiedzieć, że ozdobiła własną osobę z taką samą dbało­
ścią jak duży salon, który stanowił niegdyś część średnio­
wiecznego opactwa. Rodzina Eloise weszła w posiadanie
tego opactwa za panowania króla Henryka VIII Tudora
i od tego czasu bez przerwy poddawała je renowacjom -
raz z większym, a raz z mniejszym smakiem.
Dziś wieczorem Eloise prezentowała się towarzystwu
w bogato przybranej muślinowej sukni z podniesionym
stanem. Niestety, jasnozielony kolor tkaniny wydobywał
bladość cery Eloise. Włosy, które nigdy nie grzeszyły ob­
fitością, zostały spiętrzone w nad wyraz skomplikowaną
fryzurę, na której widok Galen aż się skrzywił.
- Z pewnością zbyt długo żyłeś jak wieśniak - mówiła
dalej Eloise, nie kryjąc zniecierpliwienia.
- Jeżeli już, to jak nader bogaty i leniwy wieśniak -
odrzekł Galen tonem lekkim, jeżeli nie wręcz żartobli­
wym, a zaraz potem zapytał: - Czy tylko takie zmiany we
mnie dostrzegasz?
- A co jeszcze miałabym dostrzec? Tatuaż albo coś
równie okropnego? - zdziwiła się nieco zaskoczona
Eloise.
Galen nie miał pojęcia, dlaczego zadał sobie trud, żeby
o to zapytać. Eloise przecież nigdy nie odznaczała się spo­
strzegawczością.
Jednak w kwestii jego wyglądu miała najzupełniejszą
rację. Poza tym że się opalił i że przybyło mu kilka zmar­
szczek wokół oczu, nie zmienił się zewnętrznie od czasu,
gdy przed dziesięcioma laty opuścił Anglię.
Galen westchnął i zaczął przyglądać się gościom. Było
to zwykłe zgromadzenie przyjaciół i pochlebców korzy­
stających z gościnności jego towarzyskiej kuzynki. Jak się
można było spodziewać, niektóre z kobiet, nagle zarumie­
nione, odwracały od niego wzrok.
No cóż, najwidoczniej opinia, jaką się kiedyś cieszył,
wciąż żyła własnym życiem.
Uświadomił to sobie już wcześniej, wkroczywszy do
klubu, zaraz po powrocie. Powitały go tam bowiem zna­
czące uśmieszki i żarciki. Do jego. uszu dotarły złośliwe
uwagi, że teraz powinno się trzymać żony i siostry pod
kluczem.
Dziesięć lat temu Galen nawiązywał i kończył romanse
pod wpływem chwilowego kaprysu, był bowiem najbar­
dziej aroganckim, bezczelnym i wytrawnym uwodzicie­
lem, jakiego można sobie wyobrazić; mężczyzną znajdu­
jącym się niemal na łasce własnych żądz, nie przestrzega­
jącym żadnych zasad moralnych - aż do chwili gdy pewna
noc, jedna, jedyna noc, odmieniła jego życie.
- Wyznaję, że nie mogę zrozumieć, dlaczego przez
ostatnie dziesięć lat mieszkałeś za granicą - usłyszał sło­
wa wypowiedziane przez kuzynkę tonem lekkiej urazy.
Galen odczuł wielką pokusę, by wyznać, że dlatego, iż
woli włoskich wieśniaków od swojej rodziny, a także od
całej brytyjskiej arystokracji. Powstrzymał się jednak. Jest
w końcu gościem Eloise, i to z własnej nieprzymuszonej
woli - nikt go tu nie trzymał, szantażując pistoletem przy­
tkniętym do skroni.
- Lubię Włochy - powiedział zdawkowo.
- Może powinieneś tam zostać - zasugerowała Eloise,
najwyraźniej urażona jego niefrasobliwym tonem.
- Zostałbym, gdyby nie umarł mój ojciec - odparł spo­
kojnie.
Eloise zarumieniła się, a on - chcąc oszczędzić jej za­
kłopotania z powodu gafy, którą popełniła - ciągnął tym
samym tonem:
- Wróciłem z powodu śmierci ojca. Jednakże, droga ku­
zynko, nie zapytałaś mnie, dlaczego w Anglii pozostałem.
- Musisz się zająć majątkiem - zauważyła Eloise, a po
chwili dodała domyślnie: - Albo, jak przypuszczam,
w grę wchodzi jakaś kobieta.
- Nie, wcale nie muszę zajmować się majątkiem. Może
to robić Jasper, całkiem bez mojego udziału - odrzekł Ga­
len, wymieniając imię zarządcy dóbr. - Masz rację, za tym
wszystkim rzeczywiście kryje się kobieta - dodał, przysu­
wając się do kuzynki i zniżając głos do konfidencjonalne­
go szeptu.
Eloise, zżerana ciekawością, otworzyła szeroko oczy.
- Postanowiłem poszukać sobie żony - oznajmił
melodramatycznie Galen.
- Co?... Co takiego? - zapytała, jąkając się ze zdumie­
nia.
- Postanowiłem poszukać sobie żony - powtórzył. -
Kobiety, z którą spędzę resztę moich dni i która da mi po­
tomka. Powróciłem, żeby się ożenić.
- Nie wierzę... Nie rozumiem... - bąkała, nadal zde­
tonowana Eloise.
Galen zmarszczył brwi.
- Czy mam wezwać lokaja z solami trzeźwiącymi, ku-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aswedawqow54.keep