Mortimer Carole - Kim jesteĹ›, E-book PL, Romans, Mortimer Carole

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
CAROLE MORTIMER
Kim jesteś,
rudowłosa?
Tytuł oryginału:
To Be
a
Bridegroom
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Co ja tu robię?
Stazy rozejrzała się po sali pełnej nieznanych ludzi. Sami
obcy. Podobnie jak towarzyszący jej mężczyzna, bo przecież
prawie go nie zna, choć za jego przyczyną tu się znalazła.
Aż do wczoraj nie zamienili ze sobą słowa, pomijając
zdawkowe pozdrowienia, gdy przypadkiem mijali się na ko­
rytarzu czy w windzie. I nagle ląduje z nim na rodzinnym
weselu!
No tak, coś takiego musiało się wreszcie wydarzyć. Czuła
się samotna, coraz poważniej zaczynała się zastanawiać nad
sensem tego, co robi.
Widywała go, wiedziała, że mieszka za ścianą. Jordan
Hunter, tak było napisane na domofonie. Na tym jej wiedza
się kończyła. On wiedział o niej tyle samo. Właśnie wczoraj,
z jakichś niejasnych powodów, nieoczekiwanie poczuła, że
potrzebuje bratniej duszy, a samotność naprawdę jej do­
skwiera. Dlatego przyjęła nieoczekiwaną propozycję.
Jakież było jej zaskoczenie, gdy przyjęcie, na które ją
zaprosił, okazało się weselem jego brata! Nie tak to sobie
wyobrażała. Kolacja ciągnęła się w nieskończoność. Jordan
siedział obok z pochmurną miną i prawie się nie odzywał. Za
to sąsiadowi z drugiej strony, wujkowi Jordana, usta się nie
zamykały. Absorbował ją tak, że nic nie zjadła, nie miała też
okazji przyjrzeć się innym gościom. Odetchnęła, gdy wresz-
cie można było odejść od stołu. Biesiadnicy przeszli do sali,
gdzie już grała orkiestra.
Jordan nadal był w ponurym nastroju. Marzyła tylko
o jednym - by ten wieczór jak najszybciej się skończył.
Co ją podkusiło, by wdać się z nim wczoraj w rozmowę!
- Jak się mieszka?
Nieoczekiwane pytanie zaskoczyło ją niezmiernie. Skie­
rował je na pewno do niej, bo w windzie nikogo więcej nie
było! Minęły trzy miesiące, odkąd się wprowadziła, a on
dopiero się obudził. To nie to, co w Ameryce! Tam ludzie są
bardziej otwarci, bardziej serdeczni...
- Dziękuję, nie narzekam - odparła z rezerwą, zadowo­
lona, że winda właśnie zatrzymała się na ich piętrze. Wyszli
na korytarz.
- Amerykanka - stwierdził lekko zaskoczony.
W dłoni trzymała już klucze. Zawahała się jednak, bo
sąsiad wcale nie zbierał się do odejścia.
Nie da się ukryć - jest wyjątkowo przystojny. Sama ma
prawie sto siedemdziesiąt centymetrów wzrostu, a on jest
znacznie wyższy. Ma lekko falujące włosy, sprawiające wra­
żenie odrobinę potarganych.
Wygląda na jakieś trzydzieści parę lat, czyli o jakieś
dziesięć starszy od niej. Dojrzały, znający swoją wartość
mężczyzna. Zawsze w świetnie skrojonym garniturze
i świeżej koszuli, nosi starannie dobrane jedwabne krawa­
ty. Za to on nigdy nie widział jej inaczej jak w dżinsach
czy legginsach i luźnych bluzkach. I z rozpuszczonymi
włosami.
Patrzył na nią bez uśmiechu, lecz drobne zmarszczki wo­
kół oczu i ust świadczyły, że nie zawsze jest taki poważny.
Mocno zarysowana szczęka, długi nos. I te oczy! W zadzi­
wiającym, niespotykanym kolorze złocistego brązu. Do tego
czarne jak smoła, gęste rzęsy. W życiu czegoś takiego nie
widziała!
To wszystko zauważyła już wcześniej, gdy tylko się tu
sprowadziła, ale fakt ten nie miał dla niej szczególnego zna­
czenia. Jej stosunek do mężczyzn był jasny i jednoznaczny
- uważała ich za istoty osobliwe, niczym stwoiy z innej pla­
nety. Nie wyobrażała sobie, aby między nią a nimi możliwe
było jakiekolwiek porozumienie.
- Tak - potwierdziła chłodno. Słyszała o rezerwie, z jaką
Brytyjczycy odnoszą się do obcych, ale ten Hunter zdrowo
przesadził. Trzy miesiące mieszkają drzwi w drzwi, a gdyby
zasłabła i padła trupem, on nawet by się nie zainteresował.
Przyglądał się jej uważnie, w milczeniu, jakby widział ją
po raz pierwszy w życiu. A ona martwiła się, że do tej pory
widywał ją tylko w legginsach!
Mała na sobie obcisłe dżinsy, krótkie brązowe botki i nie­
bieską bluzę. Rozpuszczone ciemnorude włosy opadały na
plecy. Wizerunku dopełniały niebieskie oczy, mały nosek,
wygięte w uśmiechu usta i dumnie uniesiona broda.
- Masz jakieś plany na jutrzejszy wieczór?
Pytanie było tak zaskakujące, że w pierwszej chwili za­
niemówiła z wrażenia.
- Nie - odparła bez zastanowienia.
I tym sposobem znalazła się z nim na weselu!
Gdy oprzytomniała, próbowała się wycofać, ale Jordan
o niczym nie chciał słyszeć. Miała być dobra zabawa i cie­
kawi ludzie.
Nie powiedział tylko jednego - że to wesele jego starsze­
go brata. I jak na razie poznała jedynie gadatliwego wuja!
Ślub odbył się późnym popołudniem. Ciemnoniebieska,
obcisła sukienka, podkreślająca zgrabną figurę i odsłaniająca
opalone nogi, doskonale pasowała na taką okazję, jednak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aswedawqow54.keep