Monroe Lucy - Wigilijna niespodzianka H, ROMANSE!!!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Lucy Monroe
Wigilijna niespodzianka
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Ona odzyskuje przytomność.
Eden usłyszała te słowa niewyraźnie, jakby do
chodziły spod wody, i nie rozpoznała głosu mówiące
go, a kiedy z najwyższym trudem rozwarła powieki,
z początku ujrzała tylko cienie poruszające się w jas
krawym świetle.
- Tak, panie doktorze - odezwał się ktoś inny,
stojący po prawej.
Zaczynała już widzieć wyraźniej i spostrzegła
pochylonego nad sobą młodego lekarza, który wpat
rywał się uważnie w jej twarz.
- Dzień dobry, pani Kouros - powiedział. - Na
zywam się Adam Lewis i pełniłem dyżur, kiedy panią
przywieziono. Jak się pani czuje?
- Jakby uderzyła we mnie ciężarówka - wychry
piała Eden; język miała suchy i obrzmiały.
- Istotnie tak było... to znaczy ciężarówka zde
rzyła się z pani samochodem.
Przez jej mózg błyskawicznie przemknął ciąg
obrazów. Jazda w deszczu po mokrej szosie, nagły
pisk opon, rosnące szybko przed nią światła reflek
torów, długi, przenikliwy dźwięk klaksonu. Aristides
166
LUCY MONROE
klnie po grecku i angielsku i osłania ją ramieniem,
a potem poduszki powietrzne zasłaniają widok.
Przypomniawszy sobie to, co nastąpiło później,
niespokojnie dotknęła swego wciąż jeszcze płaskiego
brzucha i spojrzała błagalnie na lekarza.
- Co z moim dzieckiem?
Ratownicy w karetce powiedzieli jej, że płód
prawdopodobnie nie przeżyje urazu, i była to ostatnia
rzecz, jaką zapamiętała przed omdleniem.
- Nadal jest pani w ciąży - odparł.
- Dzięki Bogu - rzekła łamiącym się głosem,
czując ogromną ulgę.
- Niestety, krwawi pani z dróg rodnych, choć na
szczęście we krwi nie ma płynu owodniowego. Jed
nak worek owodniowy oderwał się w jednym miejscu
od ściany macicy. Zrobimy wszystko co w naszej
mocy, żeby uratować dziecko, ale decydujące będą
następne trzy doby. Przez ten czas musi pani pozostać
w łóżku i zachować spokój.
Kiwnęła głową i skrzywiła się, gdy poczuła ból.
- Boli... -jęknęła.
Popatrzył na nią współczująco i zanotował coś
w karcie choroby.
Doznała pani niewielkiego wstrząśnienia móz
gu, a ponadto pękające szkło spowodowało kilka
drobnych skaleczeń prawego ramienia.
Co z Aristidem? - pomyślała. Pomimo ich kłótni
z pewnością nie zostawiłby jej samej.
- Gdzie jest mój mąż?
- Pan Kouros leży w pokoju na końcu korytarza.
WIGILIJNA NIESPODZIANKA
167
Nie ma żadnych obrażeń wewnętrznych, ale nie od
zyskał jeszcze przytomności.
- To znaczy, że jest w śpiączce?
- Tak.
Eden wzdrygnęła się, jakby to słowo było fizycz
nym ciosem. Przed wypadkiem gotowa była zakoń
czyć ich małżeństwo. Sądziła, że nic nie może spra
wić jej większego bólu niż świadomość, że ukochany
mąż interesuje się inną kobietą.
Lecz myliła się. Perspektywa śmierci Aristida
bolała o wiele mocniej.
- Czy z tego wyjdzie? - zapytała, lękając się
usłyszeć odpowiedź.
- W tej chwili nie potrafimy powiedzieć nic pew
nego, ale rokowania są pomyślne.
- Muszę go zobaczyć.
- Na razie to niemożliwe. Jak wspomniałem, każ
dy ruch zaszkodziłby pani ciąży. Musi pani leżeć.
Kiedy mąż odzyska świadomość, przywieziemy go
tutaj.
Doceniała, że doktor powiedział: „kiedy",
a nie: „jeśli", lecz wciąż była niespokojna. Wie
działa, że musi się trzymać, i zapragnęła, aby
wszystko wróciło do stanu sprzed ich ślubu, kiedy
sądziła, że Aristid jedynie nie potrafi okazywać
swych uczuć do niej - zanim odkryła, że wcale jej
nie kocha.
Doktor przed wyjściem pocieszająco uścisnął jej
ramię.
- Wszystko będzie dobrze pod warunkiem, że
168
LUCY MONROE
pozostanie pani w łóżku. Obiecuję, że będziemy pa
nią informować na bieżąco o stanie zdrowia męża.
- Dziękuję - wyszeptała ze łzami w oczach. -
Chciałabym zadzwonić.
- Oczywiście.
Zatelefonowała do teściowej. Phillippa była wstrząś
nięta wiadomością o wypadku i śpiączce Aristida,
lecz nie omieszkała spytać też o nią.
- Czuję się dobrze. Są niewielkie komplikacje...
wstrząs mózgu, który zatrzyma mnie w szpitalu przez
kilka dni.
Z całej rodziny tylko Aristides wiedział o jej ciąży.
Była z tego zadowolona. Wciąż jeszcze karmiła
piersią ich synka Theo, lecz niedawno straciła po
karm. Udała się. więc do lekarza i przeżyła szok,
dowiedziawszy się, że znów zaszła w ciążę, tak
niedługo po urodzeniu pierwszego dziecka. Theo
miał dopiero dziewięć miesięcy.
- Tak się cieszę, że Theo został z tobą - rzekła ze
ściśniętym sercem, zanosząc w duchu do niebios
dziękczynną modlitwę.
- Bądź spokojna o swojego synka. U niego wszyst
ko w porządku.
Eden ciężko przeżywała rozłąkę z Theo i każdej
nocy przed snem przywoływała w pamięci jego rysy.
Miał ciemne kręcone włosy i oliwkową cerę ojca, ale
szare oczy odziedziczył po niej. Szaleńczo za nim
tęskniła, lecz miała nadzieję, że wycieczka do Nowe
go Jorku tylko we dwoje z Aristidem scementuje na
nowo ich związek i wskrzesi czasy, kiedy byli ko-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]