Moss Tara - Pandora English 01 - Krwawa Hrabina(1), MartiS94
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->Moss TaraPandora English 01Krwawa HrabinaPandora English, sierota z małego miasteczka, na zaproszenie tajemniczejciotecznej babki, Celii, wyjeżdża do Nowego Jorku, porzucając rodzinnemiasteczko, uciekając od tragicznej przeszłości, by zrealizować marzenia opisarstwie.Sprawy przybierają jednak nieoczekiwany obrót. Przede wszystkim,neogotycka rezydencja ciotecznej babki mieści się w zasnutej mgłą częściManhattanu, która nie widnieje na żadnej mapie, a sama Celia – projektantkamody dla gwiazd w „złotych latach” Hollywood – jest wytworna, nienaturalniemłoda i zawsze ukrywa twarz za woalką.Pandora zaczyna pracę w redakcji czasopisma o modzie, a jej pierwszymzadaniem jest relacja z gali promocyjnej najnowszego cudownego kremu onazwie „Krew Młodości”. Jednakże jest coś niepokojącego w samymkosmetyku, jak również w Atanazji, zabójczej piękności będącej twarząproduktu. Okazuje się, że „Krew Młodości” zawiera tajemniczy składnik.Składnik, dla którego warto zabić...Rozdział 1Moja tajemnicza gospodyni nie pojawiła się, by mniepowitać. Zamiast niej czekał wysoki szofer z minąniewyrażającą absolutnie nic.Przybyłam na wielkie lotnisko z bagażem map, wskazówek imarzeń, ożywiona niezwykłą mieszanką podniecenia, ulgi i...strachu. Nareszcie udało mi się uciec z mojego małegomiasteczka Gretchenville do jednego z największych inajsłynniejszych miast na świecie. Moje marzenie stało sięrzeczywistością; rzeczywistością nieznanych okoliczności iszerokich perspektyw. Wszystko było nowe i nieznane.Wszystko się zmieniło. A to dzięki propozycji mojego życia.Nowy Jork.Mój samolot miał opóźnienie, które odsuwało w czasiezwycięską odmianę mojego losu o pół godziny. Gdy w końcuwysiadłam z samolotu na lotnisku Kennedyego, stanęłamtwarzą w twarz z wojowniczym tłumem obcych. Rozmawialiprzez telefony komórkowe lub kłócili się z obsługą lotniska,miotając się w tę i z powrotem, wymachując teczkami itorbami. Wśród tego rozkrzyczanego ludzkiego zamętu staławysoka postać w ciemnych okularach, ubrana w nieskazitelnieczarny garnitur. Bladość tego człowieka przywodzi na myślśmierć, pomyślałam, on zaś - mimo zgiełku panujące-go dookoła - pozostawał nieruchomy i milczący w jakiśstraszliwy sposób. Trzymał w dłoniach tabliczkę z moimnazwiskiem: P. English.Kiedy widzicieP. Englishod razu zakładacie, że litera Poznacza Patricia, prawda? Albo Penny? Cóż, bylibyście wbłędzie. Moja matka była archeolożką, a ojciec -językoznawcą. Tych dwoje, na co dzień inteligentnych ludzi, wswojej mądrości nadało jedynemu dziecku imię Pandora.Właśnie tak. Jestem imienniczką pewnej greckiej damy, któraotworzyła puszkę i wpuściła zło do tego świata. A jeślizwróciliście uwagę na użycie czasu przeszłego, gdyopowiadałam o swoich rodzicach, przypuszczacie zapewne, żealbo są na emeryturze, albo jestem sierotą.Prawdziwa jest ta druga opcja.Moi rodzice zginęli w wypadku w Egipcie, gdy miałamjedenaście lat. Przed ich wyjazdem miałam złe przeczucia, alebyłam tylko jedenastoletnią dziewczynką i nie potrafiłam ichzatrzymać. Nie było mnie przy nich, gdy to się stało.Mieszkałam u ciotki Georgii, i z nią już zostałam. Już wtedyuważano, że jestem dziwna (z różnych powodów), dorastaniezaś pod opieką starszej siostry ojca nie przyczyniło się dowzrostu popularności wśród moich rówieśników. CiotkaGeorgia jest dobrą, przyzwoitą kobietą, lecz jest teżnauczycielką matematyki w jedynej szkole w Gretchenville,znaną ze swej surowości. Starsi ludzie w mieście nazywają jąstarą panną, a dzieci w szkole - cóż, o wiele mniej uprzejmie.Ciotka Georgia uważała, że najlepiej będzie nie wspominać omoich rodzicach i wypadku, żeby mnie nie niepokoić, dlategow jej domu nie ma ich zdjęć. A żeby „uniknąć skrępowania"(jej, nie mojego)z powodu negatywnych skojarzeń wywołanych przez mojeimię, zaczęła nazywać mnie „Dora".(Proszę, nie mówcie na mnie „Dora". Nie znoszę tego). -To jaPandora English. - Uśmiechnęłam się wesoło donieznajomego, starając się ukryć podekscytowanie i panikę.Choć jestem średniego wzrostu, ledwo sięgałam mu do piersi.Może to tylko nerwy, ale pomyślałam:Jest taki nieruchomy.Nie jestem nawet w stanie stwierdzić, czy oddycha.Bez słowa powitania ogromny szofer wziął moją teczkę iodszedł. Ruszyłam za nim przez rozstępujący się tłum.Doprowadził mnie do taśmociągu bagażowego, gdzie chwyciłwskazaną przeze mnie walizkę - wciąż w milczeniu.Przypuszczałam, że jestem albo zbyt ważną personą, by mógłze mną rozmawiać, albo kompletnie nic nieznaczącą. Wariantpierwszy odpowiadałby mi bardziej, ale był raczejnieprawdopodobny. Mam dziewiętnaście lat, dopiero coukończyłam szkołę w małym miasteczku. Nie jestem bogata,ani sławna, ani nawet wpływowa. Obecnie nie mam telefonukomórkowego, ani błoga, ani NP (najlepszej przyjaciółki, albonieprzyjaciółki? W każdym razie, tej też nie mam). Mojawalizka to nie Louis Vuitton, czy w czym tam odjechani ludziewielkiego miasta przewożą dziś swoje rzeczy. Nie, mampoobijaną walizkę ze spłowiałej i podrapanej skóry, ozdobionąstemplami i naklejkami, jak niegdysiejsze kufry. Nie poobijałasię podczas moich przygód Jeszcze nie przeżyłam żadnej.(Choć, tak między nami mówiąc, to się wkrótce zmieni).Walizka należała do mojej matki, archeolożki, i jest dla mnieskarbem, tak samo jak myśl o wszystkich przygodach, jakie zmą przeżyła.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]