Montefiore Santa - Sonata o niezapominajce(1), Książki PDF, Santa Montefiore

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
SANTA MONTEFIORE
Sonata o niezapominajce
Pragnę wyrazić serdeczne podziękowania mojej kuzynce
Anderly Hardy oraz mojej przyjaciółce Sue Nicholas, które
miały szczęście dorastać w Hurlingham w Argentynie. Dzięki
ich żywym opisom i wyrazistym wspomnieniom byłam w
stanie oddać atmosferę i styl życia w tym małym zakątku
angielskości, który w tak dramatyczny sposób zmienił się od
czasu ich dzieciństwa. Chciałabym również podziękować
mojej matce za jej opowieści, ojcu za mądrość i ciotce Naomi
za wsparcie i zainteresowanie. Doktor Stephen Sebag
Montefiore i jego żona April udzielili mi nieocenionej pomocy,
jeżeli chodzi o szczegóły medyczne i psychiatryczne, ważne w
budowaniu charakterów głównych postaci tej powieści. Sue
Fletcher, która zredagowała mój tekst, zasłużyła na medal za
rozsądek i dbałość o detale, na tomiast moja agentka, Jo
Frank, na serdeczne podziękowania za poświęcenie i
zrozumienie. Muszę też wspomnieć, że i Sonata o
niezapominajce, i inne moje książki nigdy by nie powstały bez
zachęty ze strony mojej przyjaciółki, Kate Rock, której jestem
winna ogromną wdzięczność. I wreszcie, a równocześnie
przede wszystkim, chcę podziękować mojemu mężowi,
Sebagowi, za mądre rady i niezmącony, bezgraniczny
entuzjazm. Gdy moja wyobraźnia wysycha, Sebag zawsze dba,
aby ożyła.
Legenda o niezapominajce
Zgodnie z austriacką legendą młody mężczyzna i jego
narzeczona, trzymając się za ręce, szli brzegiem Dunaju
wieczorem w przeddzień ślubu. Dziewczyna spojrzała na
rzekę i ujrzała śliczny niebieski kwiatek, unoszony przez prąd.
Widząc jej smutek, że fale na zawsze pochłoną taki piękny
kwiat, młody człowiek bohatersko wskoczył do rzeki, aby go
uratować. Dunaj porwał młodzieńca, a ten, tonąc, ostatkiem
sił rzucił kwiatek na brzeg i zawołał: „Nie zapomnij o mnie,
zawsze będę cię kochał”.
CZĘŚĆ I
Prolog
Anglia, jesień 1984 roku
Niebo było prawie zbyt piękne jak na taki dzień.
Październik ozłocił okolicę cudownym słonecznym blaskiem i
wszystko wyglądało tak, jakby sam Bóg rozświetlił jesienne
drzewa i porządnie zaorane pola, aby wyróżnić ten dzień
spośród innych. Pasma jasnego, ostrego różu i krwistej
czerwieni przecinały niebo, malując niezwykle, imponujące tło
dla umierającego słońca, powoli znikającego w wieczornej
mgle na horyzoncie. Natura triumfowała, chociaż pokorna
dusza Cecila Forrestera wydawała się nie zasługiwać na ten
wspaniały spektakl.
Grace była jedyną córką Cecila, która nie płakała na
pogrzebie.
Alicia oczywiście płakała, powodowana tym samym
wyczuciem dramatyzmu, które charakteryzowało każdą
chwilę jej życia, tak jakby zawsze stała w centralnym punkcie
sceny, wystawiając swoją piękną twarz na światło
reflektorów. Płakała połyskującymi w słonecznym blasku
łzami i wydawała długie westchnienia, przerywane szlochem,
a jej obleczone w czarne rękawiczki dłonie drżały, kiedy
ocierała policzki haftowaną chusteczką do nosa. Starała się,
aby manifestacja rozpaczy nie zeszpeciła jej twarzy, wyrażając
smutek estetycznym drżeniem warg oraz delikatnym
skłonieniem głowy, osłoniętej przejrzystą czarną woalką,
przypiętą do ronda kapelusza. Leonora także płakała, cicho i
żałośnie. Opłakiwała nie ojca, którego straciła, lecz tego,
którego nigdy nie miała. Leżący w trumnie mężczyzna był jej
właściwie obcy - równie dobrze mógłby być dalekim krewnym
lub dawnym nauczycielem, bo nigdy nie dopuścił jej bliżej do
siebie. Spojrzała na młodszą siostrę, patrzącą z obojętnym
wyrazem twarzy, jak grabarze opuszczają trumnę do równo
wykopanej dziury w ziemi, i pomyślała, że nie rozumie,
dlaczego Grace, jedyna z nich trzech, która miała powód do
prawdziwego smutku, nie okazuje żadnych uczuć.
Grace była o ponad dziesięć lat młodsza od swoich sióstr.
W przeciwieństwie do Alicii i Leonory, które w wieku
dziesięciu lat zostały wysłane do szkoły w Anglii, dorastała w
pełnej zieleni podmiejskiej dzielnicy Buenos Aires,
Hurlingham, zamieszkanej głównie przez angielskie rodziny.
Jednak nie różnica wieku czy wieloletnie rozstanie wzniosły
wysoki mur między siostrami, ale fakt, że była inna.
Tajemnicza, oderwana od rzeczywistości, wiotka i ulotna
niczym wróżki z bajek dzieciństwa, Grace nie należała do tego
świata. Alicia upierała się, że eteryczna natura Grace ma
swoje źródło w fakcie, iż ich matka rozpaczliwie trzymała ją
przy sobie i rozpieszczała, zrozpaczona i osamotniona po
rozstaniu ze starszymi córkami, lecz Leonora była innego
zdania - uważała, że Grace po prostu urodziła się inna i że
matka dobrze zrobiła, nie rozstając się z nią. W zimnych
salach angielskiej szkoły Grace zwiędłaby jak polny kwiat.
Leonora nie miała co do tego żadnych wątpliwości, ponieważ
sama długo wylewała łzy tęsknoty za domem w twarde
poduszki.
Grace obserwowała opuszczaną do grobu trumnę prawie
obojętnie, usiłując nie słuchać teatralnych szlochów siostry,
która teraz zaczęła płakać głośniej i bardziej rozpaczliwie.
Alicia uległa pokusie odegrania wzruszającej roli na tle
cudownie pięknego wieczoru, pod olśniewającym niebem,
lecz Grace nie osądzała jej za to. Patrzyła na trumnę z
całkowitym spokojem, zrodzonym z pewności, że wbrew
przekonaniu innych jej ojca wcale nie ma w środku. Wiedziała
o tym, ponieważ widziała, jak w chwili śmierci jego dusza
opuściła schorowane ciało. Ojciec uśmiechnął się do niej,
jakby chciał powiedzieć: „Więc jednak od początku miałaś
rację, kochanie”, potem zaś prowadzony przez swoją zmarłą
matkę i ukochanego wuja Errola, odpłynął w inny wymiar,
zostawiając na ziemi jedynie zwiędłe ciało. Grace nie miała już
siły ani ochoty, aby powtarzać swoim bliskim tę oczywistą
prawdę - w końcu wszyscy i tak się dowiedzą, jak to jest, kiedy
nadejdzie ich czas. Przeniosła wzrok na stojącą obok matkę,
na której delikatnej twarzy malował się żal i ulga, i wzięła ją za
rękę. Audrey z wdzięcznością lekko ścisnęła dłoń córki. Grace
była już wprawdzie młodą kobietą, lecz nie straciła czystości i
nie winności, dzięki którym wciąż wydawała się dzieckiem.
Audrey wiedziała zresztą, że w jej oczach Grace nigdy nie
przestanie być dzieckiem.
Dla Audrey Grace była istotą wyjątkową. Już w chwili; gdy
przyszła na świat w szpitalu Małych Towarzyszy Maryi w
Buenos Aires, Audrey zorientowała się, że jej córeczka bardzo
różni się od innych dzieci. Alicia urodziła się, wrzeszcząc z
charakterystycznym dla niej zniecierpliwieniem, Leonora
cicho pojawiła się zaraz za siostrą, jak zwykle ustępując jej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aswedawqow54.keep