Morrell David - Rambo - Pierwsza Krew Tom 1, E Książki także, Morrell David

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
D
AVID
M
ORRELL
P
IERWSZA KREW
(Przełożył Robert Stiller)
Philipa Klassa i Williama Tenna
każdemu z nich na swój sposób.
W tym kraju zaś pamięci Marka Wydmucha
znawcy i miłośnika zarówno arcydzieł
jak horroru i literatury sensacyjnej
który nie dożył realizacji tej książki
wspólnie nas cieszącej poświęca
Tłumacz
CZĘŚĆ PIERWSZA
Nazywał się Rambo i był sobie po prostu, na oko sądząc, pierwszym lepszym chłopakiem,
kiedy tak stał przy pompie stacji benzynowej na przedmieściach Madison wstanie Kentueky.
Miał długą i gęstą brodę, włosy mu zwisały za uszy i aż po szyję, a wyciągnięta dłoń z
odstawionym kciukiem pokazywała, że chce być podwieziony samochodem, który właśnie
zatrzymał się przy pompie. Kto by go tam zobaczył, wspartego jednym biodrem, z butelką Coli
W ręku i zwiniętym śpiworem przy butach, na smołowanej nawierzchni, nie domyśliłby się, że
nazajutrz, we wtorek, będzie go ścigać prawie cała policja z Basalt County. A już na pewno by
nie przewidział, że nim upłynie czwartek, będzie uciekał przed Gwardią Narodową stanu
Kentueky oraz policją sześciu hrabstw i mnóstwem obywateli lubiących sobie postrzelać. Ale też
widząc go tak po prostu, obdartego i zakurzonego, przy pompie benzynowej, nikt by się nie
domyślił, jakiego to rodzaju chłopakiem jest Rambo, ani od czego wszystko to się za niedługą
chwilę rozpocznie.
Ale Rambo już wiedział, że będzie kłopot. I to duży kłopot, jeśli ktoś nie będzie uważał.
Samochód, którym chciał dostać lifta, omal go nie przejechał ruszając spod pompy.
Obsługant ze stacji wepchnął do kieszeni kwit i książeczki z premiowymi znaczkami, zaśmiał się,
patrząc na ślady opon na gorącej smole u samych stóp chłopaka. Równocześnie wóz policyjny
zjechał z drogi na bok, w jego kierunku, i Rambo zesztywniał, widząc, że znów rozpoczyna się
znana mu procedura. Nie, na Boga. Dość. Tym razem już nie będą mi rozkazywać.
Wielki samochód miał na sobie oznakowanie: SZEF POLICJI. MADISON. Zatrzymał się
koło niego, z rozkołysaną anteną, i siedzący w środku policjant wychylił się przez puste
siedzenie, otworzył drzwi po prawej. Przyjrzał się zabłoconym butom, wymiętym dżinsom o
wystrzępionych brzegach, z łatą na udzie, niebieskiej trykotowej koszulce, poplamionej czymś
wyglądającym na zaschłą krew, i skórzanej kurtce. Dłużej zatrzymał się na brodzie i
zapuszczonych włosach. Coś mu się nie podobało, ale nie to. Coś innego, nie mógł sobie jasno
uświadomić. - No dobra, wskakuj- powiedział.
Ale Rambo się nie poruszył.
- Powiedziałem, wskakuj - powtórzył-tamten. - Pewnie ci strasznie gorąco w tej kurtce.
Ale Rambo tylko pociągnął troszkę Coli, spojrzał w obie strony wzdłuż drogi, na
przejeżdżające samochody, popatrzył w dół na wychylonego policjanta i stał dalej, jak przedtem.
- Słuch ci nie dopisuje? - rzekł policjant. - Wsiadaj tu, zanim się zirytuję.
Rambo przyglądał mu się tak samo, jak tamten jemu: niski i krępy za kierownicą,
zmarszczki wokół oczu i lekkie ślady jak po ospie na policzkach, nadające im fakturę
postarzałego drewna.
- Nie gap się na mnie - rzekł policjant.
Ale Rambo wciąż mu się przypatrywał: szary mundur, koszula pod szyją rozpięta, krawat
rozluźniony, przód koszuli wilgotny i ciemny od potu. Rambo nie mógł dojrzeć, mimo że się
starał, jakiego rodzaju ma broń. Policjant nosił kaburę po lewej stronie, dalszej od pasażera.
- Powiedziałem ci - rzekł policjant. - Nie lubię, jak mi się przypatrywać.
- A kto lubi?
Rambo jeszcze raz się rozejrzał, potem sięgnął po śpiwór. Kiedy wsiadał, położył go
między sobą a policjantem.
- Długo czekałeś? - zapytał policjant.
- Godzinę. Odkąd przyszedłem.
- Mógłbyś czekać o wiele dłużej. Ludzie się tu na ogół nie zatrzymują dla stopowicza.
Zwłaszcza jeśli tak wygląda jak ty. Prawo tego zabrania.
- Wyglądać jak ja?
- Nie bądź taki dowcipny., Powiedziałem ci, że prawo zabrania autostopu. Zbyt często
ludzie zatrzymują się po drodze, żeby zabrać jakiegoś młodziaka, i wychodzą z tego obrabowani
albo i zabici. Zamknij te drzwi.
Rambo nie śpiesząc się pociągnął Coli i dopiero wtedy wypełnił, polecenie. Spojrzał na
benzyniarza, który wciąż stał przy pompie i szczerzył zęby, kiedy policjant wjechał w pasmo
ruchu i ruszył do centrum.
- Nie ma strachu - rzekł Rambo do policjanta.-Nie zamierzam cię obrabować.
- Bardzo śmieszne. Jeżeli przypadkiem nie widziałeś znaku na drzwiach, to jestem tu
szefem policji. Teasle. Wilfred Teasle. Ale to ci chyba wiele nie powie.
Przejechał główne skrzyżowanie na żółtym świetle. Po obu stronach ulicy, jak okiem
sięgnąć, tłoczyły się sklepy: drogeria, bilard, broń i wędki, tuziny innych. Ponad nimi, daleko na
horyzoncie, piętrzyły się góry, wysokie i zielone, tu i ówdzie tknięte czerwienią i żółcią, tam
gdzie liście zaczynały umierać.
Rambo patrzył, jak cień od chmury przesuwa się po górach. Usłyszał, że Teasle go pyta.
- Dokąd zmierzasz?
- Czy to ważne?
- Nie. Jak się zastanowić, to mnie chyba też wiele nie powie. Ale tak czy owak - dokąd
zmierzasz?
- Może do Louisville.
- A może nie.
- Owszem.
- Gdzie spałeś? W lesie?
- Owszem.
- Teraz to chyba dość bezpieczne. Noce już są chłodniejsze i żmije wolą siedzieć w
norach niż wychodzić na polowanie. Mimo to możesz kiedyś znaleźć w łóżku partnerkę,
spragnioną twojego ciepła. (Przejechali koło myjni samochodów, sklepu A&P, hamburgerowni z
podjazdem i wielkim znakiem Dr Peppera w oknie. - Popatrz na ten ohydny zajazd - powiedział
Teasle. - Postawili to na głównej ulicy i od tego czasu nic tylko te szczeniaki parkują, trąbią i
śmiecą po chodnikach. Rambo sączył swą Colę.
- Ktoś z miasta cię tu podwiózł? - zapytał-Teasle.
- Przyszedłem pieszo. Ruszyłem o świcie.
- Współczuję. Przynajmniej ja cię kawałek podrzucę, nie?
Rambo się nie odezwał. Już wiedział, co teraz nastąpi. Przejechali przez most i za rzekę,
na centralny plac miasta, gdzie w prawym końcu widniał stary kamienny gmach sądu, a po
bokach tłoczyły się znowu sklepy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • aswedawqow54.keep